sobota, 9 lutego 2013

Bezdomne małżeństwo z Łodzi śpi w samochodzie



Bezdomne małżeństwo z Łodzi mieszka w samochodzie (ford z 1991 roku) od czterech lat. Śpią w ubraniach na niestrzeżonym parkingu przy ulicy Ogrodowej.

Samochód od dawna nie jest sprawny. Nie ma akumulatora, dach i zderzak oblepione są taśmą, przedni reflektor jest zbity.

Na tylnym siedzeniu porozrzucane koce, kołdry, ubrania. To cały dobytek Jacka i Moniki, którzy od ponad trzech lat mieszkają na parkingu. - To już nasza czwarta zima w tym samochodzie - mówi Monika. Auto dostali od kolegi. - To była wymiana samochód za samochód - śmieje się pan Jacek. - Tylko że ja dostałem samochód osobowy, a mój kolega niewielki model do zabawy.

Ale to dla nich może niedługo się skończyć, gdyż radni Łodzi zamierzają w tym miejscu postawić wielopoziomowy parking.

- I jak ten samochód przeniesiemy? - martwią się małżonkowie.

Monika ma rodzinę na Retkini. W M-4 mieszkają tata i mama. Monika spędza na Retkini dwa dni w tygodniu, mimo że jest tam zameldowana. Razem z mężem nie mogą tam zostać na stałe. To efekt wieloletniego konfliktu rodzinnego.

Jacek po śmierci matki stał się głównym najemcą mieszkania we Wrocławiu. - Jak było coś do załatwienia w sprawie mieszkania, musiałem jeździć z Łodzi do Wrocławia. Było to uciążliwe, a przeprowadzka nie wchodziła w grę. W Łodzi miałem pracę. Przepisałem mieszkanie na brata - mówi. - Teraz nie mam kontaktu z bratem. Nie jestem pewny, czy wciąż jestem zameldowany we Wrocławiu. Sprawę mieszkania w tym mieście bada opiekunka społeczna zajmująca się łódzkim małżeństwem.

Jacek i Monika w mroźne dni starają się nie wychodzić na zewnątrz. Śpią w ubraniach. Z samochodu wychodzą tylko wtedy, kiedy muszą. Codziennie o godzinie 22 czekają w kolejce po gorącą zupę rozdawaną bezdomnym na dworcu Łódź Fabryczna. Po wodę chodzą do pobliskiej apteki lub na sąsiedni parking do stróżówki.

- Nachodzą nas chuligani. Nieraz byliśmy pobici, nasz samochód był niszczony. Najgorsze są dzieci. My nie mamy siły się bronić. Jeszcze jak miałam telefon, mogłam zadzwonić po policję - żali się Monika.
Zimą w samochodzie nie sprzątają. Starają się utrzymać w nim jak najwięcej ciepła. Butelki z wodą przykrywają kocami, żeby nie zamarzła. - To i tak niewiele pomaga. Rano w butelkach jest lód - mówi Jacek.

Zanim zamieszkał na parkingu, pracował na budowie i w stolarniach. Pracę stracił. Teraz jedynymi dochodami małżeństwa są zasiłek społeczny (200 zł) i renta zdrowotna Moniki (400 zł). Część renty pobiera co miesiąc komornik. Jedyne, co czasem udaje mi się znaleźć, to prace sezonowe, ale te szybko się kończą - twierdzi Jacek.

Z każdym z nas tak może się stać. Los jest dziurawy, jak durszlak.

Źródło: Wyborcza.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz